Polowanie na fale
W treningu kajakarzy freestyle’owych tak, jak w innych dyscyplinach liczy się systematyczność, wytrwałość i koncentracja na szczegółach. Zofia Tuła i Tomasz Czaplicki świetnie zdają sobie z tego sprawę i od lat układają swoje plany treningowe z dużym wyprzedzeniem. Dobierają miejsca, w których chcą trenować, aby jak najlepiej odwzorować warunki, w jakich przyjdzie im startować w zawodach.
Co jeśli coś pójdzie nie tak? Co jeśli natura ma inne plany i nawiedza Europę ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi, ogromnymi opadami deszczu? Zdobywcy Pucharu Świata mają na to pewien sposób.
„Po starcie w Makinito Contest planowaliśmy zostać 2-3 tygodnie nad spotem Makinito, by tam trenować do zbliżających się wielkimi krokami Mistrzostw Europy. Niestety okazało się, że nie ma możliwości treningu w tym miejscu, więc przenieśliśmy się na kilka dni do Millau. Podczas treningów w miejscu rozgrywania Natural Games doszły do nas wieści o potężnych ulewach w Europie. Mój Kolega z Belgii dał nam znać, że to być może jedyna szansa w tym roku, żeby popływać po dużych falach w okolicach miejscowości Besancon. Sprawdziliśmy trasę, uzupełniliśmy zapasy i nazajutrz wyruszyliśmy w drogę” – mówi Tomasz Czaplicki.
Po drodze do Besancon Zosia i Tomek zatrzymali się w mieście Lyon, gdzie przy odpowiednich warunkach na rzece Rodan tworzy się potężna fala „Hawaii Sur Rhone”.
„Fala Hawaii swoją wielkością robiła wrażenie. Lewa jej strona wspaniale nadawała się do ćwiczenia wysokich powietrznych tricków. Za to z prawej stopniowo przechodziła w ogromny, niebezpieczny odwój. Dlatego surfując po niej trzymaliśmy się mocno z lewej. Oboje świetnie się na niej czuliśmy i ćwiczyliśmy rzeczy, których nie da się trenować u nas w Polsce. Takie fale to niestety rzadkość i zazwyczaj pojawiają się dopiero podczas stanów powodziowych”– relacjonuje Zofia Tuła.
Przez cały czas kiedy nasi kajakarze surfowali po potężnej Hawaii lało, jak z cebra i woda choć bardzo wysoka, to nadal rosła. Po treningu w Lyonie nasi kajakarze wyruszyli w dalszą drogę.
Rzeka Le Doubs nieopodal miejscowości Besancon powitała Zosię i Tomka bardzo wysokim stanem wody. Gdy poziom wody w rzece stopniowo zaczął opadać pojawiła się możliwość wypróbowania najrzadziej występującej fali z grona „Francuskich Olbrzymów”- fali La Scie.
„Przez trzy dni stacjonowaliśmy obok tej fali i czekaliśmy na odpowiedni moment. Na początku La Scie wyglądała przerażająco. To był potężny odwój, za którym był kolejny potężny odwój… Dwa niebezpieczne miejsca jedno za drugim. Gdy woda zaczęła opadać pierwszy odwój zaczął stopniowo coraz bardziej przypominać falę, a drugi częściowo zanikać. Gdy schodziłem na wodę był już wieczór i widziałem, że to jeszcze chyba nie to, ale w nocy po takim olbrzymie nie da rady pływać. Wskoczyłem do kajaka, wpłynąłem na falę od góry i od razu poczułem mocnego kopa w plecy i w kajak. Chwilę mi zajęło oswojenie się z mocą, jaką dysponuje La Scie, ale gdy już zacząłem robić figury zrozumiałem, że warto było tutaj przyjechać. Mój kajak momentalnie odbił się od wody i poczułem, że po prostu lecę. Niesamowite uczucie. Brakowało mi tego od dawana…”– dodaje Tomek Czaplicki.
Następnego dnia woda w rzece spadła jeszcze bardziej i czterometrowy olbrzym- La Scie zniknął.Po kilku dniach surfowania po francuskich olbrzymach Zosia z Tomkiem wyruszyli w dalsza drogę by trenować w niemieckim Plattlingu i austriackim Grazu. W sumie udało im się upolować 4 francuskie fale. Ma to duże znaczenie treningowe, ponieważ kolejne Puchary Świata odbędą się właśnie na fali w Columbus w USA.